Archiwum 17 września 2003


wrz 17 2003 :>OPowiadanie<:
Komentarze: 1

Buszując po internecie znalazłam opowiadanie które mi się bardzo spodobało...i chciałam się tym podzielić z wami..oto one:
Doskonale pamietam dzień, kiedy trafiłam do szpitala z powodu omdlenia. Często mi się to zdarzało, na dużym upale, w dusznych pomieszczeniach jednak jeszcze nigdy w szkole.
Może, dlatego nauczycielka aż tak bardzo sie przejęła. Wuefista zawiózł mnie do lekarza, choć usilnie starałam się go przekonać, że już mi lepiej i często mi się to przytrafia, gdy się zmęcze lub mocno zestresuje. Kiedy lekarka zbadala mnie powiedziala to samo, co wielu przed nią:
"powinnaś się oszczędzać". Miałam już dosyć słuchania tych głupich lekarskich gadek, ciągle jedno i to samo! Wyszlam z sali, ale nauczyciel został jeszcze i rozmawiał z pielęgniarką.
Przeszłam przez izbe przyjęć i udałam się dalej ku wyjściu. Jednak zgubiłam się a wstyd było mi pytać o droge. Gdy tak stałam nie wiedząc w którą stronę się udać o mało nie przewróciła mnie rozpędzona pielęgniarka. Krzyczała coś, ale strasznie niewyraźnie. Poszłam za nią licząc, że dojde do wyjścia. Jednak kobieta zniknęła mi z oczu a ja stałam na wprost otwartych drzwi prowadzących do sali, w której stało tylko jedno łóżko, szafka i telewizor w kącie. Przeszłam przez próg i zbliżyłam się do chorego. Coś kazało mi wejść do tego pokoju, ale to nie była ciekawość, coś naprawde dziwnego... W białej szpitalnej pościeli spał młody chłopak, wtedy nie dałabym mu więcej jak dziewiętnaście lat. Miał blada twarz, matowe usta i kontrastujace czarne włosy.
Nie obudził się gdy podeszłam jeszcze bliżej, spał spokojnym snem
-jest piękny- szepnęłam do siebie nie odrywając od niego oczu.
-To mój brat-usłyszałam za soba głos kobiety, odwróciłam się i zaczęłam tłumaczyć
-ja przepraszam, nie chciałam przeszkadzać, tak tylko zajrzałam -język mi się platał,
a przez głowę przebiegało tysiące myśli.
-Prosze nie tłumacz się, nikt tu nie zagląda oprócz mnie i mojej matki -dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że nie rozmawiam z kobietą, ale niewiele starszą ode mnie nastolatką.
-Nie jesteś nikim znajomym Michala? Zapytala a twarz miała spokojną, prawie bez emocji. Spojrzała na chłopaka i głośno przełknęła sline, próbując powstrzymać łzy.
-Nie, jeszcze nie- mruknęłam, jednak ona słyszała to doskonale, milczała czekając co jeszcze jej powiem
-Przyszłam tu bo się zgubiłam i tak przez przypadek tu weszłam.
-Powiedz co mu się stało?
-Dlaczego jest w śpiączce? - dopiero gdy zadałam pytanie uświadomiłam sobie, że takie pytanie nie jest na miejscu.
-Przepraszam, nie powinnam pytać.
-Nic nie szkodzi, to żadna tajemnica. Mój brat został postrzelony w głowe, kula uszkodziła jeden z płatów mózgowych -zająknęła się znów powstrzymując łzy.
-to bylo dwa lata temu -już nie wytrzymała, rozpłakała się a ja stałam jak wryta nie bardzo wiedząc co powiedzieć. Boże to było takie straszne, taki młody chłopak i tak musiała cierpieć!
Zrobiło mi się smutno i właśnie wtedy podjęłam decyzje, nie zostawie go samego...
W domu pojawiłam się tylko na chwile, poprosiłam brata by zawiózł mnie do biblioteki, aż trudno było mi uwierzyć, że się zgodził. Gdy dotarłam na miejsce poprosiłam bibliotekarke o gazety sprzed dwóch lat, przyniosła mi wszystko, co miała na temat tego strasznego wypadku.
Niestety nie było tego wiele, pare wzmianek na temat strzelaniny i śpiączki, w jaką zapadł Michał. Troche rozczarowana wróciłam do domu. Coraz częściej zaczęłam bywać w szpitalu, na początku tylko siedziałam patrząc na Michała pogrążonego w błogim śnie. Jednak z czasem mój wstyd zniknął i zaczęłam mówić. Opowiadałam mu o wszystkim, mojej szkole, o tym, co działo się na tym przeklętym świecie. Nigdy nie miałam wrażenia, że mówie do ściany, zawsze w sercu czułam te pewność, że on doskonale mnie rozumie, że słucha. Często też spotykałam jego siostre, to od niej dowiedziałam się wielu istotnych szczegółów na temat mojego nowego przyjaciela.
Bardzo zaskoczyła mnie, kiedy powiedziała, że mój śpiący królewicz był ode mnie starszy pieć lat, miał dwadzieścia jeden. Iza, gdyż tak miała na imie siostra Michała, opowiadała mi o studiach, na które się dostał, zawsze marzyłby skończyć filologie romańską, a kiedy los dał mu taką możliwość zdarzył się ten wypadek. Z jej opowieści wywnioskowałam, że był romantykiem, kochał jeździć konno, słuchać ballad i oglądać stare filmy. Izka nie powiedziała mi jednego, co sprawiło ten tragiczny wypadek. Z gazet przeczytanych w bibliotece, dowiedziałam się, że znalazł się w samym centrum strzelaniny spowodowanej przez dwa uliczne gangi.
Tego dnia, jak zwykle popędziłam do szpitala, ku mojemu zdziwieniu pod salą Michała stał tłumek rozgorączkowanych lekarzy. Przyśpieszyłam kroku i po chwili byłam już pod salą przyjaciela. Przepraszam, czy coś nie tak z Michałem? - Zapytałam przestraszona młodego doktora, który właśnie mnie mijał wychodząc z pokoju. Meżczyzna uśmiechnął się do mnie i odpał
-Wrecz przeciwnie! Pacjent obudził się, ze śpiączki! -Te slowa biegały mi po głowie, nie chcąc dotrzeć tam gdzie powinny. Nie mogłam uwierzyć w szczęście, jakie spotkało rodzine Michała no i mnie.
-Czy moge do niego zajrzeć? - Miałam nadzieje, że pozwolą mi się z nim zobaczyć.
-Musisz chwilke poczekać właśnie bada go ordynator.-Znów posłał mi miły uśmiech.
Usiadłam na ławce w korytarzu. Czekałam jakieś piętnaście minut, może troszke dłużej a serce waliło mi jak oszalałe. Tak bardzo chciałam usłyszeć głos Michała, zobaczyć jego oczy i uśmiech.
Na samą myśl czułam, że się rumienie. Kiedy pozwolono mi już wejść, przez chwile zawahałam się. Przecież on mnie w ogóle nie zna! Jak zareaguje na mój widok? Zaczęłam się zastanawiać, ale po chwili moje obawy rozwiały się i przekroczyłam próg szpitalnej sali. Michał spojrzał na mnie z zaciekawieniem
-Czesc -mruknęłam próbując w jakiś sposób powstrzymać drzenie dłoni.
-Witaj-odpowiedział nie odrywając od mnie wzroku, był mną dziwnie zafascynowany.
-My się chyba nie znamy? -Dodał po chwili milczenia.
-Znamy się, albo i nie -nie mogłam się zdecydować, przecież przez ostatni miesiąc bywałam w szpitalu codziennie, opiekowałam się nim a teraz miałabym powiedzieć, że się nie znamy!
-Ja cię znam, ty mnie chyba nie -wreszcie się zdecydowałam.
-Nie bardzo rozumiem.
-Przez ostatni miesiąc bywałam u ciebie prawie codziennie.
- Jestem Weronika -przedstawiłam się posyłając mu ciepły uśmiech.
-Śniłaś mi się, siedziałaś na moim łóżku i opowiadałaś. Myślałem, że to anioł przychodzi do mnie codzień.
Boże, jaki on miał piękny i melodyjny głos, a do tego dwa dołeczki w policzkach , kiedy się uśmiechał. Zachichotałam cicho
-Nie myślałam, że jestem podobna do anioła, ale miło mi śpiący królewiczu.
Jak zwykle usiadłam na łóżku i zaczęłam opowiadać, tym razem nie był to monolog.
Michał okazał się świetnym rozmówcą, a i mnie było przyjemnie, że zaakceptował mnie jako przyjaciółke. Moje wizyty w szpitalu były już codziennością, nawet moja rodzina przyzwyczaiła się, że w godzinach popołudniowych nigdy nie było mnie w domu. Mijały miesiące, jednak stan Michała nie uległ znacznej poprawie, nie powiem, ze było z nim ciężko, tylko zawsze był taki słaby i blady. Minęła zima i przyszła wiosna, drzewa zazieleniły się, na dworze robiło się coraz przyjemniej a w moim sercu coraz cieplej. Lekarze pozwolili, by Michał wychodził w moim towarzystwie do szpitalnego parku.
Dzień był naprawde piękny, drzewa zazieleniły się i pachniały kwitnącymi pąkami. Na trawie błyszczały krople wody, która niedawno została podlana przez ogrodnika. Usiedliśmy na parkowej ławce, pod kwitnącą wiśnią, poraz pierwszy nie wiedziałam, co powiedzieć, peszyło mnie to piękno wokół nas, nie Michał. Serce zabiło mi coraz szybciej, kiedy spojrzał na mnie swoimi ciemnymi oczami.
-Ja...-Zaczęłam jąkać nie mogąc oderwać od niego wzroku. On też patrzył na mnie.
-Masz piękne oczy -szepnął po chwili
-Nigdy wcześniej nie zwracałem na to uwagi -mówił szczerze, co sprawiało, że miałam wrażenie,
iż zaraz zemdleje ze szczęścia. Nagle uniósł dłoń i przeczesał moje długie brązowe włosy. Uśmiechnęłam się, a on odwzajemnił miły gest. Zbliżył się do mnie i delikatnie pocałowal moje usta. Poczułam jak na moje policzki wpływa rumieniec, jednak to było takie przyjemne, w końcu marzyłam o tej chwili od bardzo dawna. Od tamtego popołudnia stosunki miedzy mną a Michałem były zdecydowanie cieplejsze niż wcześniej, byliśmy parą.
-Cześć! -krzyknęłam wchodząc do sali, Michał nie spał, leżał na łóżku i czytał gazetę.
Podeszłam bliżej i pocałowaliśmy się namiętnie, aż pielęgniarka przechodząca obok drzwi zażartowała -No, bo go udusisz kochanieńka! -Zaśmiała się a ja chichotając zarumieniłam się.
Jak zwykle usiadłam na łóżku i zaczęłam mówić
-Jak się czujesz? -zapytałam gładząc jego bladą twarz.
-Wyglądasz na bardzo słabego.
-Jakoś przeżyje -uśmiechnął się do mnie, tak słodko. Już wtedy widziałam na jego twarzy ból,
o którym nie chciał mi powiedzieć. Martwiłam się, ale jeśli on nie chciał mi nic powiedzieć to ja też nie mogłam pokazać mu swojego lęku. Do domu też wracałam pełna obaw o jego zdrowie. Następnego dnia pobiegłam do szpitala prosto po szkole, kiedy wbiegłam do sali zastałam pościelone łóżko. Przeraziłam się, nogi zrobiły mi się jak z waty, a twarz blada jak ściana.
Stałam przez dłuższą chwile nim doszłam do siebie. Odwróciłam się i wyszłam na korytarz.
Akurat przechodziła ta siostra, która wczoraj zażartowała ze mnie.
-Przepraszam - słowa ledwo przeszły mi przez gardło
-Gdzie jest ten chłopak, który leżał na tej sali -wskazałam na pusty pokój.
-Ten przystojniaczek? -uśmiechnęła się
-W nocy nie było z nim najlepiej, przewieźli go na intensywną terapie-odpowiedziała.
-Dziękuje -szepnęłam i pobiegłam w strone drzwi
-Ale tam nie wolno wchodzić! -Usłyszałam za sobą tylko głos pielęgniarki. Na sale, w której leżał Michał wpadłam jak strzała. Kiedy zobaczyłam go podpiętego pod te wszystkie maszyny
serce mi zamarło.
-Michał, mój Boże -szepnęłam zakrywając trzęsącą dłonią usta. Podeszłam bliżej i jak zwykle usiadłam na łóżku. Pogładziłam jego białą jak kreda twarz, a na policzki spłynęły mi łzy.
-Obudź się proszę cię, tak jak kiedyś -wyszeptałam, jednak on dalej spał spokojnym snem. -Weronika -usłyszałam głos matki Michała, wstałam ocierając łzy.
-Proszę mi powiedzieć, co się stało? -zapytałam natychmiast. Wyszliśmy na korytarz, gdzie siedziała Iza i jej ojciec.
-W nocy dostał wysokiej gorączki, natychmiast przewieziono go tutaj, lekarze nie wiedzą,
co mu jest. Tego dnia, cały czas siedziałam na korytarzu, nie pozwolono mi przebywać na sali. Jednak, kiedy musiałam wracać do domu wślizgnęłam się do pokoju, aby się pożegnać.
Usiadłam na łóżku i wzięłam go za ręke
-Kocham Cię -usłyszałam jak szepnął cicho a jego oczy otworzyły się na chwile.
Popłakałam się patrząc na niego, znów pogładziłam jego twarz a on przytulił się do mojej dłoni. Pocałowałam go w usta i szepnęłam
-Ja też Cię Kocham, zawsze będę Cię kochać.
Jego oczy zamknęły się i zasnął. Nie chciałam jeszcze iść, ale mama męczyła mnie ciągłymi sygnałami na komórke. Do końca życia będe pamiętała następny dzień, była sobota, więc jak tylko wstałam miałam iść do szpitala. Umyłam się, ubrałam, zjadłam śniadanie i kiedy miałam już wychodzić zadzwonił telefon.Zdjęłam buty wracając do salonu i podniosłam słuchawke
-Słucham? Mruknęłam niecierpliwie patrząc na zegarek.
-Weronika? tu mówi Izka -jąkała się, głos jej drżał -płakała.
-Boże Izka, co się stało? -przestraszyła mnie nie na żarty.
-Pośpiesz się -mruknęła i usłyszałam w słuchawce tylko pare sygnałów. Pobiegłam czym prędzej na autobus. Po dwudziestu minutach byłam na miejscu. Wpadłam na intensywną terapie, nie zważając na nic. Na korytarzu w morzu łez toneła Izka z rodzicami, kiedy tylko mnie zobaczyli podeszli bliżej. Zanim cokolwiek powiedzieli usiedliśmy na ławce.
-Stan Michała pogorszył się -zaczęła matka
-On...ma teraz operacje, lekarz powiedział, że jak skończą dadzą nam znać...
-Nie płakała, ale jej glos był taki smutny, pełen bólu i cierpienia. Siedzieliśmy tak prawie cztery godziny, kiedy w korytarzu pojawił się ordynator, przeczuwałam najgorsze.
Wszyscy wstaliśmy na równe nogi.
-Było naprawde ciężko. Przykro mi, ale państwa syn nie przeżył -powiedział poważnym głosem,
tak jak by wcale nie przejął się tym, co się stało. Miałam ochote rzucić się na niego i wydrapać mu oczy za to, co powiedział, za ten jego spokój na twarzy!
Nie wierzyłam, nie chciałam wierzyć. On miał już nigdy mnie nie pocałować, nie zabrać na spacer. Serce pękło mi tak nagle, przed oczami miałam wczorajszy pocałunek, ten ostatni a potem pojawił się ten pierwszy, na parkowej ławce. Trzęsłam się, chciałam krzyczeć
-Jak pan mógł, jak mogliście do tego dopuścić!!!
-Płakałam krzycząc na ordynatora, który stał przede mną jak kamień, niewzruszony...
Pare dni później odbył się pogrzeb, z opuchniętymi oczami, ubrana na czarno niczym wdowa poszłam do kościoła. Była tam najbliższa rodzina i kilku znajomych, którzy odwiedzali go czasami w szpitalu. Usiadłam za nimi nie chcąc pchać się między rodzine Michała. Jednak jego matka dostrzegła mnie i poprosiła bym usiadła z nimi. Kiedy szłam do pierwszej ławki zobaczyłam, że trumna jest otwarta, więc wolnym, chwiejnym krokiem podeszłam do niej. Patrzyłam na Michała, jego blada twarz pogrążona jak kiedyś w błogim śnie. Znów miałam przed oczami pierwszy dzień, gdy go poznałam, spał...tak jak dziś. Poczułam jak po policzkach płyną mi łzy.
Odwróciłam się w strone zebranych spojrzałam na nich i na Michała -nawet dziś, kiedy byłam na jego pogrzebie nie mogłam w to wszystko uwierzyć. Usiadłam w ławce, tuż przy Izie i wspólnie próbowałyśmy się pocieszyć. Podczas mszy ksiądz poprosił mnie bym przeszła na ambone, matka Michała już dzień po jego śmierci poprosiła mnie bym powiedziała pare słów na pożegnanie.
Choć nauczyłam się na pamięć swojej mowy, ale kiedy patrzyłam na tą otwartą trumne nie potrafiłam powiedzieć tego, co pisałam przez cały wieczór
-Zapewne zastanawiacie się, kim był dla mnie Michał -głos drżał mi z tremy i z żalu
-Niektórzy powiedzieliby, że moim chłopcem, a ja powiedziałabym kimś więcej, był moim przyjacielem. Choć poznaliśmy się w dziwnych okolicznościach, to bardzo się polubiliśmy.
Kiedy byłam z nim, czas przestawał się liczyć. Ktoś mi powiedział, że Michał był samotny do chwili nim ja się pojawiłam...
-Jezu, co mówiłam, bredziłam. Serce biło mi coraz mocniej i czułam, że zaraz zemdleje.
Zaczęłam jeszcze raz
-Nigdy wcześniej nie musiałam mówić o swoich uczuciach, smutkach.
Kochałam Michała i kiedy pomyśle, że już nigdy nie dotkne jego dłoni nie pocałuje jego ust
serce mi się łamie -plotłam tak przez pare minut, myślami będąc w szpitalu pare tygodni wcześniej. Rzeczywiście nie było mi łatwo mówić, łudzić się, że jakoś to będzie, ból po czasie złagodnieje, za pare lat minie. Na cmentarzu stałam z tyłu patrząc jak grabarze spuszczają na linach trumne z ciałem Michała. To były ostatnie chwile, kiedy byliśmy razem.
To takie banalne, lecz prawdziwe. Pamiętam, że płakałam, histerycznie łkałam dławiąc się łzami.
W dłoniach ściskałam wieniec z kwiatami, białymi liliami. Kiedy trumna była już na dnie grobu serce zabolało mnie jeszcze bardziej. Płyty runęły, zespojono je cementem. Potem rodzina zaczęła zbierać się wokół świeżego grobu, ja podeszłam jako ostatnia, koło mnie już nikogo nie było,
nawet rodzice Michała odeszli widząc, że chce być z nim sama. Przykucnęłam kładąc kwiaty
-Kocham Cię -szepnełam
-Zawsze będe Cię Kochać -na wieniec kapło pare moich łez...
Dziś, kiedy stoje nad jego grobem, te dziesięć lat pózniej tęsknie tak samo jak wcześniej.
Ból nie ustał, wciąż czułam się tak samo. Patrze na uśmiechniętą twarz Michała, zdjęcie w marmurze, wydaje się mieć takie blade odcienie. Boże, co ja bym dała żeby znów spojrze
mu w oczy i powiedzieć Kocham Cię. Znów przypomniało mi się pierwsze spotkanie, kiedy powiedział mi, że śnił mu się anioł, że ja nim byłam. Tęsknie za nim, chyba już zawsze tak będzie...

ja-agnieszka : :
wrz 17 2003 :>CZesc<:
Komentarze: 1

Witam na moim blogu !

 

ja-agnieszka : :